środa, 27 września 2017

Delikatniej myć się nie da/ Kojąco-nawilżający krem myjący Effaclar H.

Delikatniej myć się nie da/ Kojąco-nawilżający krem myjący Effaclar H.




 Kojąco-nawilżający krem myjący Effaclar H stworzono z myślą o potrzebach cer tłustych, problematycznych, często uwrażliwionych, zmęczonych kuracjami wysuszającymi. Wiem sama po sobie, że często w walce z niedoskonałościami zapominałam o zachowaniu równowagi pomiędzy stosowaniem różnych kuracji, kwasów, retinolu a  zapewnieniem cerze odpowiedniej dawki nawilżenia i odpoczynku od substancji, które w nadmiarze mogą przynieść odwrotne korzyści. Do oczyszczania przywiązuję dużą wagę. Dokładnie zmywam w zależności od pory makijaż, brud, nadmiar sebum czy kremy z filtrami, które nieodstaecznie  oczyszczone powodują u mnie wysyp pryszczy. 
Z kremem Effaclar H nie mogę się rozstać, zużyłam już trzy opakowania, bo uważam, że nie ma delikatniejszego produktu do mycia twarzy niż on. Testuję ogrom produktów do oczyszczania i jestem w stanie wiele pieniędzy na nie przeznaczyć. Owszem, większość z nich zapewnia mi nie tylko dobre oczyszczenie ale i komfort. Ale nie taki jak po użyciu Effaclar H...Gęsty, przyjemnie otulający krem, działa jak prawdziwy kompres dla skóry zmęczonej różnymi kuracjami i eksperymentami. Produkt rozprowadzam na lekko wilgotnej buzi wykonując masaż. Cały zabieg przebiega niezwykle przyjemnie, bo krem jest na prawdę bardzo delikatny.  Następnie spłukuję go wodą i osuszam przy pomocy małego ręcznika bawełnianego ( kupuję hurtowo na Amazon czy Ebay, tak abym każdego dnia mogła używać czystego) delikatnie przyłożonego do buzi i ją osuszam. Krem jak na tak delikatny produkt świetnie oczyszcza, jednak sam w przypadku wieczornego oczyszczania to za mało. Na prawdę nie zachęcam do kopiowania pomysłów pewnej prezenterki telewizyjnej, która robi kosmetyki, przekonujących że Jej płyn micelarny może być stosowany samodzielnie przez osoby posiadające tłustą cerę do zmywania makijażu i oczyszczania. No nie może! Effaclar H samodzielnie stosuję tylko rano, kiedy moja cera nie wymaga aż tak dokładnego mycia. Wieczorami, tylko po uprzednim wstępnym oczyszczeniu olejkiem czy płynem micelarnym. 
Effaclar H prócz tego że myje, wspaniale koi i nawilża cerę. Czuję, że dyskomfort jaki jej  czasem funduję, został zniwelowany. Używam, go zawsze po stosowaniu peelingu The Ordinary 30% AHA, który jest prawdziwą petardą oczyszczającą, ale to dość spore stężenie kwasów. Stosowanie tak delikatnego produktu myjącego pozwala buzi szybciej się zregenerować. 

A jakie są Wasze ulubione produkty do oczyszczania?

Ściskam.Iwona

czwartek, 21 września 2017

Znalazłam idealny, naturalny tusz do rzęs/ Lily Lolo

Znalazłam idealny, naturalny tusz do rzęs/ Lily Lolo




Witajcie,
Tusz do rzęs to w moim przypadku kosmetyk podstawowy i niezbędny. Nie używam cieni, nie robię kresek, stawiam tylko na wytuszowane rzęsy. Z dobrym tuszem jak z dobrym podkładem. Niby do wyboru jest ogorm produktów, ale ciągle czegoś nam brakuje, i nawet jeśli jest okej, zawsze może być przecież lepiej. Jestem wymagająca, nie uznaję kompromisów, nie bawią mnie sytuacje, w których wydaję na tusz dwie stówy a potem muszę miesiąc czekać nim nabierze on odpowiedniej konsystencji. Cenię i lubię kosmetyki naturalne, jednak jeśli chodzi o kolorówkę sporo rzeczy mi nie pasuje. Większość naturalnych mascar jakie wypróbowałam była tylko przeciętna, rzadka konsystencja, kiepska trwałość i mizerny efekt. Z pewną dozą rezerwy podeszłam do produktu Lily Lolo. Nie spodziewałam się wiele, postanowiłam, że po jej zakupie podejmę ostateczną decyzję odnośnie dalszych poszukiwań naturalnych tuszów do rzęs. Stało się zupełnie odwrotnie niż zamierzałam, bo zużyłam już 3 opakowania Lily Lolo i póki mi się nie znudzi będę kupować dalej. 
Nie będę się tu rozpisywać zbytnio na temat marki, bo pewnie większość z Was o Lily Lolo słyszało. To przede wszystkim piękne składy, minimalistyczne opakowania, trwałość i wygoda użytkowania, bo na przestrzeni lat, marka sporo produktów zaczęła produkować w wypiekanych wersjach, ułatwiając znacznie aplikację.
Dzięki swojemu składowi, który nie jest oparty jak więkoszość naturalnych mascar na wosku pszczelim ( będzie to zatem produkt wegański), tylko pozyskuje się go z owoców myrica pubescens, mascara także pielęgnuje rzęsy. W składzie znajdziecie olej z róży, wosk z nasion słonecznika czy wosk ryżowy. 
Jakiś czas temu marka wprowadziła dobre zmiany, udoskonalając skład ale zrezygnowała z koloru brązowego, który wcześniej był dostępny. Obecnie, ku niezadowoleniu wielu dziewczyn produkt dostępny jest tylko w jednym czarnym kolorze. Czerń, za to jest piękna, głęboka i nasycona.
Efekt jaki osiągam tym produktem wreszcie jest taki jakiego oczekuję od dobrego tuszu do rzęs. Rzęsy są podkreślone, podkręcone i wydłużone, każda kolejna warstwa potęguje ten efekt. Za ogromną zaletę podczas wykonywania makijażu uważam, to że tusz nie zasycha momentalnie, dzięki temu mogę dołożyć kolejne warstwy, uzyskując naturalny efekt.Tusz zupełnie nie skleja rzęs i pozostaje na oczach większość dnia. Testuję go w różnych warunkach i naprawdę nigdy nie czuję dyskomfortu, nigdy nie mam obaw, że tusz się rozmaże czy wykruszy. To nie jest tusz wodoodporny, więc nie zalecam płakać ani też chodzić w ulewie :)
Nie mam żadnych problemów ze zmyciem tuszu, robię to płynem do tego celu przeznaczonym lub olejem. 
Tusz ma 6 miesięcy terminu ważności, po tym czasie należy go wyrzucić, jeśli nie udało Wam się go zużyć. Moim zdaniem po tym czasie traci większość swoich właściwości.( 7ml, 69,30zł, kupicie między innymi tu).

Koniecznie dajcie znać, jakie są Wasze ulubione tusze do rzęs :)

Ściskam.
Iwona

niedziela, 17 września 2017

Antyoksydanty w pielęgnacji cery/ nowości The Ordinary.

Antyoksydanty w pielęgnacji cery/ nowości The Ordinary.





Witajcie,
Stosujecie w swojej pielęgnacji antyoksydanty? Nie? Czym prędzej naprawcie ten błąd! Przekonałam się osobiście, że ich wprowadzenie na stałe do pielęgnacyjnej rutyny, jakieś półtora roku temu, znacznie wpłynęło na poprawę stanu cery. Stała się ona promienna, gładka, drobne przebarwienia zostały wyeliminowane a najważniejsze, że w znacznym stopniu udało mi się pożegnać z bliznami po trądziku, które mnie nękały, skutecznie psując mi humor za każdym spojrzeniem w lustro.
W skrócie antyoksydanty, pozwalają walczyć z wolnymi rodnikami, których mamy w nadmiarze przez tempo i styl życia. Papierosy, alkohol, stres, zanieczyszczone powietrze, czy spożywanie tabletek antykoncepcyjnych, te wszystkie czynniki wpływają na to, że wolnych rodników mamy w nadmiarze. Nadmiar ten wpływa na kondycję całego organizmu, a takze  na przedwczesne starzenie się skóry. Antyoksydanty/ Przeciwutleniacze pozwalają walczyć z nadmiarem wolnych rodników. Są one świetnym uzupełnieniem filtrów, a jeśli ktoś tak jak ja wciąż nie może trafić na filtr idealny, polecam na stałe włączyć preparaty zawierające przeciwutelniacze.
Najbardziej znanym antyoksydantem znanym większości z Was, jest witamina C. Sama zaczęłam swoją przygodę z antyoksydantami właśnie od preparatów z tym składnikiem ( czytaj, najlepsze serum z witaminą C) . Problem z witaminą C jest taki, że najpopularniejsza jej forma, czyli kwas askorbinowy, jest wyjątkowo niestabilna, wrażliwa na różne czynniki. Nigdy nie pokusiłam się na preparat ze sklepów z półproduktami. Na szczęście producenci znając ten problem, poszukują i tworzą nowe skuteczne i stabilne pochodne witaminy C. 
Antyoksydanty to nie tylko witamina C, ale wiele innych ciekawych i często działających silniej niż ona i o tym  będzie dzisiejszy wpis. Wszystko za sprawą The Ordinary, które w ostatnim czasie wprowadziło całą gamę produktów działających antyoksydacyjnie. Jestem zachwycona! Jak zwykle się nie zawiodłam, wysokie stężenia, gwarantować mogą prawdziwy sukces. Dzisiejszy wpis to krótki opis właściwości i zastosowań poszczególnych produktów. Mam je od tygodnia, ciężko więc nawet o opinię wstępną. Ot, co udało mi się zapoznać z podstawowymi właściwościami jak konsystencja czy zachowanie na skórze. Żeby się nie powtarzać, wszystkie trzy preparaty nie zwierają oleju, wody i silikonów. Rozpuszczono je w substancji najbardziej optymalnej, doskonałym nośniku substancji aktywnych czyli glikolu roślinnym ( Propanediol). Wszystkie sera szybko się wchłaniają do matu. Są więc idealne w porannej pielęgnacji. ( 30ml/5,50 victoriahelath)

 Resveratrol 3%+Ferulic Acid 3%. Genialne połączenie, czekałam na to serum odkąd pojawiły się zapowiedzi. Większość kosmetyków dostępnych na rynków oscyluje wokół stężeń 1% jeśli chodzi o Resveratol i 0,5 jeśli chodzi o kwas ferulowy. Tutaj mamy aż 3%. Resveratrol to jeden  z najmocniejszych przeciwutleniaczy pozyskiwany głównie ze skórek czerwonych winogron i innych ciemnych owoców: porzeczek czy jagód. Nie ma drugiego tak dobrze przebadanego składnika mającego działanie anti-aig. Wymiata wolne rodniki, spowalnia efekty starzenia się skóry, pobudza budowę kalogenu, która jak wiemy z wiekiem ulega spowolnieniu. Ma  świetne działanie regenerujace, przeciwzapalne i ujędrniające. Kwas ferulowy, to kolejny wspaniały przeciwutelniacz, dodatkowo posiadający zdolność absorbcji promieni UVA i UVB. Warto zwrócić uwagę, że kwas felurowy stabilizuje witaminę C w preparatach zwiększając jej efektywność aż 8-mio krotnie. Kwas felurowy sprawdza się dobrze w leczeniu stanów zapalnych czy likwidacji zaskórników.
Serum The Ordinary jak wszystkie produkty antyoksydacyjne najlepiej stosować rano. Ja łączę go z serum z witaminą C, także The Ordinary ( 30ml/


Alpha Liponic Acid 5%, Serum z kwasem alfa-liponowym, kolejne wysoko skoncentrowane serum antyoksydacyjne. Kwas alfa-liponowy jest Uwaga! aż 100 razy silniejszy niż witamina C. Posiada właściwości rozjaśniające, przeciwzmarszczkowe i ujędrniające. Wykazuje niezwykłą biozgodność ze skórą. Polecany jest dla skór dojrzałych ( działanie przeciwstarzeniowe), trądzikowych (działanie przeciwzapalne, zwęża pory), zmęczonej (działanie rozjaśniające). Poprawia koloryt i rozjaśnia przebarwienia. Kwas liponowy to bardzo silnie działajacy składnik, zwłaszcza w proponowanym przez The Ordinary stężeniu. Należy go stosować tylko dwa, do trzech razy w tygodniu tylko na noc, aplikując na skórę 2-3 krople preparatu, pamiętając w ciągu dnia o odpowiedniej ochronie przeciwsłonecznej. Tuż po aplikacji można odczuć delikatne mrowienie, które powinno ustąpić z czasem. Jeśli tak się stanie, preparat należy odstawić. Preparat można łączyć z olejkami czy kremami. ( 30ml/5,90 funta victoriahelath)

Jak widzicie powyższe preparaty zapowiadają się naprawdę imponująco, ale to Euk-134, jest moim zdaniem gwiazdą tej kolekcji. Najbardziej zaawanasowany i tym samym wykazujący najlepsze, kompleksowe działanie antyoksydacyjne. Dotychczas zarezerwowany dla produktów luksusowych, w najczęściej o połowę mniejszym stężeniu. Często łączony z kwasami, w tym witaminą C i jej pochodnymi, które go destabilizują i sprawiają, że nie wykazuje on żadnych pozytywnych właściwości. Ethylbisiminomethylguaiacol Manganese Chloride, tworzy wyjątkowa cząsteczkę tworzącą rzadkie połączenie, mającą  zdolność nie tylko do wymiatania wolnych rodników ale i regeneracji oferując całodobową ochronę skóry przed toksycznymi związkami, promieniami (ma zdolność naprawy uszkodzeń wywołanych działaniem promieni słonecznych), zmniejsza rumień, zaczerwienienia a także opóźnia starzenie się skóry. Większość antyoksydantów, nie posiada właściwości regeneracyjnych i po zniszczeniu wolnego rodnika ulegają rozpadowi. Euk-134 to moim zdaniem jeden z najlepszych przeciwutleniaczy dostępnych na rynku. Najlepiej stosować go zatem rano, do jednorazowej aplikacji wystarczą 2-3 krople. Ja łączę go z lekkim serum z kwasem hialuronowym.
Jeśli zamierzacie stosować Eu-134 i Resveratrol 3%+Ferulic Acid 3%, ten pierwszy należy stosować rano a serum z kwasem felurowym wieczorem w połączeniu z witaminą C. (30ml, 6,90 funta victoriahelath )


 Mam nadzieję, że jakoś sensownie przedstawiłam Wam podstawowe wiadomości odnośnie tych nowości The Ordianary. Jestem ich ogromnie ciekawa a Wy?

 Ściskam/Iwona

wtorek, 12 września 2017

The Univeil Cleasner Concentrate/ Mahalo.

The Univeil  Cleasner Concentrate/ Mahalo.





Aloha,
Przywitałam się z Wami po hawajsku nie bez przyczyny, albowiem produkt o którym dziś postanowiłam napisać tworzony jest właśnie w tym uroczym zakątku świata.  Założycielką  Mahalo jest mieszkanka  Kauai, jednej z hawajskich wysp. Wszystkie kosmetyki wytwarzane pod szyldem Mahalo są wytwarzane ręcznie. Do tego firma jest w pełni niezależna, począwszy od znajdowania składników, tworzenia olei czy wstępne mieszanie kosmetyków, to wszystko robi we własnym zakresie. Właścicielka Mahalo często pokazuje się na Instagramie, polecam Wam obejrzeć Instastory, być może i Wy wczujecie się w ten hawajski klimat :)
Produkty Mahalo, określiłabym mianem luksusowych. To czym wyróżnia je na tle innych to, to że tworzy produkty łącząc starożytną wiedzę z nowoczesnymi technologiami, gwarantując przy tym wysoką skuteczność w na przykład zwalczaniu stanów zapalnych skóry czy zapobieganiu przedwczesnemu się jej starzeniu.
Każdy z produktów Mahalo inspirowany jest inną hawajską wyspą, właścicielka stara się także aby dany produkt zawierał składnik pochodzący z danej wyspy.
Na pewno wyjątkowo prezentują się opakowania, które są w pełni bambusowe. Wyglądają na prawdę wspaniale na łazienkowej półce, choć z uwagi na materiał nie służy im zbyt wilgotne powietrze.
Testowanie marki zaczęłam oczywiście od zakupu produktu oczyszczającego. The Unveil to skoncentrowany balsam oczyszczający, zawierający na prawdę całe mnóstwo wspaniałych, naturalnych i dobroczynnych dla skóry składników. Może być używany zarówno do demakijażu jak i drugiego mycia. Decydując się na jego zakup, wiedziałam, że będę go raczej używać w tym drugim celu. Na prawdę szkoda, tak fantastyczny pod względem składu produkt przeznaczać do rozpuszczania tuszu czy podkładu.
Po otwarciu wieczka ukazuje nam się zielony balsam, dość szybko reagujący na ciepło naszych dłoni a w kontakcie z wodą zmieniający się w przyjemną emulsję, bez problemu zmywającą się wodą. Ten balsam, będzie świetny dla osób zaczynających przygodę z oleistymi formułami, jest niezwykle lekki, jedwabisty, nie pozostawia żadnej tłustej powłoki. Genialny!
Pisałam wcześniej o znakomitym składzie, czas powiedzieć więc coś więcej. Balsam zawiera tylko te oleje, które "współgrają ze skórą" a także enzymy roślinne i witaminowe, bogate w przeciwutleniacze, na punkcie których mam ostatnio małą obsesję. Na pierwszy i najważniejszy plan wysuwa się tu ekstarkt z zielonej herbaty, bogaty w te właśnie składniki a także flawonidy, które pobudzają produkcję kolagenu i odpowiadają za poprawę jej jędrności. Mówi się o tym, że produkty zawierające ekstrakt z zielonej herbaty wpływają na zmniejszenie uszkodzeń słonecznych. Produkt zawiera także mój ulubiony składnik czyli masło z avocado, bogate w witaminy A, B,E, a także znany w walce z problematyczną cerą olej tamanu. W bogatym składzie balsamu znajdziemy także składniki działające delikatnie złuszczająco, jak ekstrakt z wierzby czy papai. Właśnie dlatego nie używałabym go do demakijażu oczu. Raz, że można nabawić się podrażnień a dwa produkt, będzie świetnie się sprawdzał w drugim myciu.
Balsam doskonale oczyszcza, odświeża, rozpromienia cerę bez uczucia ściągnięcia czy zaczerwienień. Uwielbiam stosować go szczególnie rano, jest świetną bazą pod dalszą bogatą w antyoksydanty pielęgnację a także lekki makijaż.
Pomimo, małej pojemności bo jest to tylko 50ml, produkt jest nadzwyczaj wydajny, do umycia buzi wystarczy niewielka porcja.
Jedyne co mi w nim nie pasuje, to jego zapach, kompletnie się nie zgraliśmy. Połączenie Matcha, z tymi wszystkimi olejkami i ekstraktami nie pasuje mojemu nosowi. Na szczęście mam wrażenie, że wraz z czasem ten zapach jest mniej intensywny.
Kolejnym jego minusem jest cena, która wynosi 57 funtów. Oczywiście jest to wartość względna, dla każdego "drogo" może co innego oznaczać. Byłabym skłonna tyle wydać ponownie, gdyby produkt nie budził we mnie żadnych negatywnych zastrzeżeń. Niestety w przypadku zapachu, nie jestem mu w stanie dać drugiej szansy. Nie przekreślam jednak marki zupełnie, mam ochotę na maski :) . Produkt kupiłam na Alyaka.

Znacie ten produkt?

Ściskam. Iwona.

wtorek, 5 września 2017

Ulubieńcy sierpnia.

Ulubieńcy sierpnia.

Witajcie,

To był na prawdę fajny miesiąc, bo mogliśmy równy tydzień pobyć razem, powygłupiać się, pojeść i pozwiedzać. Ileż to lepiej z tymi wspomnieniami wejść w zbliżającą się nieuchronnie jesień:)
To tyle, ogólnie oczywiście co u mnie. Chcecie wiedzieć więcej? W takim razie zapraszam na mój Instagram (kliknij profil) tam dzieje się więcej. A teraz pozwólcie, że skupię się na kosmetycznych ulubieńcach miesiąca. Będzie coś do twarzy i do włosów.

Co+Wash, tajemniczo brzmiąca nazwa to nic innego jak skrót od Conditioner i Wash. Joico,  proponuje więc połączenie produktu myjącego i odżywki a wszystko to zamknięte w formie pianki. Bardzo lubię mycie odżywką, bo jest to dobra alternatywa dla stosowanych zazwyczaj pojedyńczo produktów. Włosy myję codziennie, zawsze to jakaś oszczędność czasu. Wybrałam wersję dla włosów kręconych i suchych, do wyboru są jeszcze dwie inne: dla włosów przesuszonych i szorstkich a także farbowanych. Pianka wyjątkowo dobrze rozprowadza się na włosach i po spotkaniu z wodą, daje delikatną pianę. A ta doskonale myje włosy i skórę głowy z nadmiaru sebum czy środków do stylizacji. Włosy są przy tym wspaniale nawilżone i miękkie. I co niezwykle istotne w moim przypadku, produkt nie obciąża włosów. Pamiętajcie, że to odżywka proteinowa, a te nie służą każdemu, a jeśli służą nie należy ich stosować zbyt często. Dwa razy w tygodniu zupełnie wystarczy. 

Czuję ogromny dyskomfort, jeśli nie mam w pobliżu żadnego spreju, który nadał by moim włosom objętość.Wilgotne powietrze w Kornwalii sprawia, że włosy szybko stają się przyklapnięte. Ratuję się więc jak mogę.  Kerastase Styling Couture VIP Volume In Powder, czyli puder w spreju. Genialny wynalazek! Lekki puder, który rozpylamy za pomocą precyzyjnego dyfuzora wspaniale unosi włosy u nasady. Jest przy tym lekki i niewyczuwalny, mówiąc kolokwialnie nie daje efektu kasku, jak ma to miejsce w przypadku wielu sprejów teksturyzujących. Włosy są nadal elastyczne i miękkie. Puder nie zostawia białych śladów, łatwo go wyczesać. W zasadzie w każdym miesiącu testuję jakiś sprej, Kerastase to mój zdecydowany ulubieniec ( 250ml/ około 70zł).

Beauty Eliksir Caudalie, czyli woda inspirowana eliksirem młodości Królowej Węgier jest już na rynku 20 lat. Z tej okazji, firma postanowiła uraczyć klientów specjalnym świątecznym opakowaniem, skład pozostawiając oczywiście bez zmian. Uwielbiam ten produkt za zapach, za to jak wspaniale odświeża, zwęża pory i nadaje cerze lekkiego glow. To idealny produkt do odświeżania w ciągu dnia. Po więcej szczegółów zapraszam Was do posta, który napisałam jakiś czas temu (czytaj recenzja Beauty Elixir) .

Ostrzę ząbki na nowości, które lada moment do mnie zawitają z The Ordinary a tymczasem używam to co mam. A mam już całkiem niezłą gromadkę. The Buffet to powinien być przyjaciel każdej dziewczyny, która stosuje pielęgnację przeciwzmarszczkową. Mam dwa rodzaje produktów peptydowych z The Ordinary. Buffet zdecydowanie przoduje jeśli chodzi o konsystencję, wchłanianie jak i zachowanie na skórze. Ma też najbardziej zaawansowany skład, łączy w sobie kilka kompleksów peptydowych. Wśród nich Matrixyl 3000, najdroższy peptyd stosowany w kosmetyce. Jego działanie polega na stymulowaniu różnych komórek do produkcji elastyny i kalogenu. Pozwala znacznie zminimalizować oznaki starzenia. Jego działanie porównuje się do retinolu, z tą różnicą, że Matrixyl nie powoduje żadnych skutków ubocznych. Prócz peptydów serum zawiera aminokwasy, kwas hialuronowy a także probiotyki. Prawdziwa petarda!  Genialnie napina i ujędrnia skórę. ( 30ml/69zł)

A co Was zachwyciło w sierpniu?

Ściskam. Iwona.

sobota, 2 września 2017

Najlepsza maseczka głęboko oczyszczająca. Clay&Tea Tree Treatment Mask/Bloomtown Botanicals.

Najlepsza maseczka głęboko oczyszczająca. Clay&Tea Tree Treatment Mask/Bloomtown Botanicals.




Początkiem historii marki Bloomtown Botanicals była wyprawa dwójki jej założycieli, którzy prywatnie są parą do Indonezeji. Spędzili tam dwa lata, obserwując z jednej strony piękno krajobrazu a z drugiej postępującą dewastację środowiska naturalnego, spowodowanego wydobyciem ropy naftowej bez zasad i poszanowania krajobrazu. Z uwagą przyglądali się także uprawom oleju palmowego, którego ogromne  plantacje jak pewnie wiecie powstają po spaleniu wcześniej ogromnych połaci lasów deszczowych wraz często rzadkimi już gatunkami zwierząt i roślin. Przygotowując tego posta natknęłam się na badania mówiące o tym, że w 2009 roku ponad 40 na 100 najlepiej sprzedających się produków spożywczych miało olej palmowy . Część wielkich koncernów odchodzi powoli na szczęście od jego wykorzystywania lub też deklaruje, że ma go ze źródła szanującego przyrodę.
Ogrom produktów zawierających nie tylko olej palmowy ale i inne składniki, w tym pochodne ropy naftowej tak przeraził założycieli, że postanowili iż sami będą tworzyć kosmetyki, na zasadach przyjaznych środowisku i zdrowiu człowieka. Nieźle nie? Jako miejscówkę wybrali sobie oczywiście Kornwalię.  Wszystkie kosmetyki wychodzące spod szyldu marki nie są testowane na zwierzętach na żadnym etapie produkcji. Część produktów zawiera etycznie zbierany wosk pszczeli, ale jak czytamy na stronie składnik ten będzie wykorzystywany tylko do końca 2017 roku. 
Bloomtown Botanicals jasno i czytelnie opisuje każdy swój produkt, jego działanie i właściwości unikając bezzensownych haseł czy wprowadzających w błąd marketingowych haseł. Kupili mnie, nie tylko dlatego że są z Kornwalii, cała ich filozofia brzmi sensownie. Ceny także nie są z kosmosu. Brać, brać!
Mam cztery produkty Bloomtown Botanicals, w tym dwie maseczki. Dziś o jednej z nich. To jest mówię Wam, petarda jeśli chodzi o maseczki oczyszczające. Black Clay &Tea Tree Treatment Mask zawiera wszystkie te składniki, które są pomocne w pielęgnacji cery cery tłustej czy trądzikowej. Tak aby po pierwsze oczyścić pory, po drugie regulować sebum i  po trzecie działać antybakteryjnie. Maska oparta jest na glicerynie roślinnej, dzięki czemu nie zasycha jak inne maski glinkowe a dzięki wyjątkowo małej cząsteczce gliceryna działa na skórę nawilżająco. Glinka biała, węgiel, probiotyki, ekstrakt z drzewa herbacianego, ekstrakt z białej wierzby, olejek z owoców cytrusowych, olejek z drzewa cedrowego, jodłowego, sosnowego,olejek z liści rozmarynu. Brzmi jak bajka, jest wszystko co lubię w walce z niedoskonałościami. Na szczęście to nie bajka, już nie muszę sama mieszać i kombinować, mam gotowy wspaniały produkt. Maska już po otwarciu słoika pokazuje, że będzie moc. Aromat jest dosyć mocny, mnie on nie przeszkadza.
Maskę nakładam z ogólnie przyjętym schematem, czyli na oczyszczoną buzię. Plus pierwszy, nie zastyga, nie spływa, mogę swobodnie wykonywać inne domowe czynności (budząc respekt dzieci, bo wyglądam jak Zombie). Plus kolejny, po zmyciu na prawdę widać różnicę: zamknięte pory, wygładzona, rozjaśniona cera. Wszelkie niedoskonałości czy niespodzianki w ciągu kolejnych godzin ulegają złagodzeniu. Maska rzeczywiście głęboko oczyszcza i o dziwo zupełnie nie przesusza. Oczywiście cerom suchym zalecam wcześniejsze jej przetestowanie lub użycie maski Bloomtown Botanicals do ich typu cery.
Maska, która kosztuje 12 funtów za 60 militrów i wystarcza na około 30 użyć i pobiła wszystkie dotychczasowe tego typu produkty. Nie opłaca mi się robić własnych mieszanek, mam produkt doskonały. Mogłabym ją porównać z Dark Angel Lush, ale tamta ma mniej komfortową konsystencję. (sklep)

Chętnie poznam, Wasze ulubione maseczki oczyszczające.

Ściskam. Iwona